O blogu


Czarnulek Stefcio w towarzystwie trzech dam: Minki, Salem i Kitki

Dzień dobry,

bardzo mi miło powitać Cię w skromnych progach Kociego Gościńca. Jeśli tylko zechcesz zostać z nami choć chwilę dłużej, z przyjemnością ugościmy Cię „czym kota chata bogata”.
Lubisz posiedzieć i poczytać z mruczącym kotem na kolanach? Jeśli tak, to śmiem przypuszczać, że Ci się tutaj spodoba.

Blog jest koci – nietrudno zauważyć. O czym opowiada? O kotach w tarapatach i perypetiach związanych z ich ratowaniem. O cudownych, inteligentnych, wrażliwych zwierzętach, które zasługują na to, by je szanować, kochać i otaczać opieką.

O czym jeszcze? O całkiem już sporej grupie wyjątkowych ludzi, którzy nie przeszli obojętnie obok zwierzaków w potrzebie, wyciągnęli pomocną dłoń, pomogli, na ile kto mógł i umiał, ofiarowali kociakom ciepły dom i swoje serce! Dziękuję Wam za to!

Ten blog jest gościnną przestrzenią dla Najbliższych, Przyjaciół, Dobrych Duchów i Wszystkich Miłośników Kotów i zwierząt w ogóle. Dla tych, którzy wierzą, że warto pomagać i zmieniać świat na lepsze.

KOTY ŁĄCZĄ LUDZI! Ja to wiem! A Ty? Myślę, że jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, szybko się przekonasz, że to nie puste słowa!


Jogi w ujęciu Pani Ireny

Hm, skąd się wziął pomysł stworzenia Kociego Gościńca? Szczerze – żadnych planów na ten temat nie snułam. Niczego nie organizowałam z wyprzedzeniem, nie wymyślałam na przyszłość. Jakby to powiedzieć – Gościniec jest efektem gościnności. Tak, gościnności. Wydaje mi się, że jesteśmy dość gościnni (pisząc „my” ciepło myślę o moim mężu i przyjaciółce Karinie, która również udziela kociakom schronienia). Gościnni w rozumieniu trochę szerszym niż określa podstawowy zakres znaczeniowy tego słowa – chętnie przyjmujący kogoś u siebie. Nasza gościnność nie ogranicza się bowiem wyłącznie do ludzi. Przygarniamy pod swój dach także zwierzęta, przede wszystkim koty.

Pewnie jednych to dziwi, innych zupełnie nie. Cóż?! Każdy ma jakieś hobby, zainteresowania, ulubione sposoby spędzania wolnego czasu itd. Ja oczywiście też. Nawet całe mnóstwo. Od podróżowania po bliższej i dalszej okolicy, przez „ogródkowanie”, czytanie, gotowanie, jazdę na rowerze, wszelkie robótki ręczne itd. itd. Chyba z natury jestem dość aktywna i trudno mi usiedzieć w miejscu. Ale jest we mnie coś jeszcze. Zaleta? Wada? Zależy, jak patrzeć. Trudno mi samej to nazwać, a czasem i zrozumieć. Napiszę wprost – nie potrafię przejść obok czyjegoś nieszczęścia obojętnie… Naiwne? Może… Utrudniające życie? Zdecydowanie… Co jednak zrobić, gdy na taką „przypadłość” cierpię.

Świata nie zbawisz – słyszę bardzo często. Tak, wiem. Ale to, co w moim zasięgu, co już zobaczyłam i zapomnieć nie mogę – próbuję zmieniać. Tak mam. Nic na to nie poradzę. Choć nawet mnie samej z taką cechą czasem bardzo trudno, o najbliższym „otoczeniu” nie wspomnę…

Może brzmi to trochę górnolotnie i wyniośle… Ale wierzcie mi, nie o wyszukane frazy tutaj chodzi, absolutnie. Tak po prostu jest i tyle.

Bruno na parapecie Pani Kasi

Kocie historie są zatem także rezultatem gościnności. Przy czym, trzeba zaznaczyć, że „wtórnym”. To znaczy – najpierw był Gościniec, choć funkcjonował zdecydowanie wcześniej niż został nazwany (czyli w praktyce najpierw był gabinet mojego męża, Mariusza, który faktycznie gabinetem bywał, pełniąc zdecydowanie częściej funkcję „kociarni”. Jeszcze wcześniej dom mojej babci, u której spędziłam znaczną część życia. A tak naprawdę, najpierw były znalezione koty (i inne zwierzaki), później na prędko wymyślane sposoby pomocy i miejsca, w których można je było ulokować.

Kolejne perypetie, kreśliły kolejne historie. Czasem zabawne, szalone i z happy endem. Innym razem w ogóle nie śmieszne… Historii przybywało i przybywało. Proporcjonalnie do potrzebujących pomocy zwierzaków (a tych niestety ciągle jest wiele). Z czasem te opowieści zaczęły układać się w dłuższą narrację. Stały się częścią naszego życia, choć tego nie planowaliśmy. Ale to już wiecie.

Skąd pomysł na to, by je spisać, by założyć blog? Ten pomysł nie jest mój. Inspiracja, motywacja i pomoc przy jego tworzeniu przyszły z zewnątrz. Krysiu, Asiu, Olu i Grzesiu – istnienie bloga to Wasza zasługa! Jestem Wam ogromnie wdzięczna! Bez Waszego zaangażowania, umiejętności, cierpliwości i wytrwałości w przekonywaniu mnie, że warto spróbować, na pewno by nie powstał. Dziękuję i przepraszam, że tak długo się przed tym broniłam, wykręcając brakiem czasu i innymi wymówkami.

Wyrazy wdzięczności kieruję również do Właścicieli Kotków adoptowanych z Gościńca – dzięki serdeczne za akceptację pomysłu, zgodę na upublicznienie zdjęć, smsów, maili!

Koci Gościniec to nasze wspólne dzieło!



Nasz wyluzowany Kacper

Kiedy o nim myślę, po głowie snują mi się takie kwestie – dzięki pisaniu będę mogła choć w najmniejszy sposób odwdzięczyć się tym wszystkim, którzy dzielą się z naszymi podopiecznymi i z nami swoją dobrocią. Poinformować, co u nas słychać. A słowo zapisane pozwoli te historie i ich bohaterów „ocalić od zapomnienia…”. Może kocie opowieści zainspirują kogoś do zrobienia czegoś fajnego? A jeśli dzięki temu blogowi choćby jeden kociak trafi w odpowiedzialne, opiekuńcze ręce będzie to największy SUKCES!

Moje kocie historie dedykuję w pierwszej kolejności osobom (szczególnie jednej – ta osoba wie, że o niej myślę! ;-), które zainspirowały mnie do ich spisywania i cierpliwie czekały na moment, kiedy uwierzę, że warto to robić. Poświęcam je Wszystkim Bliskim, Przyjaciołom, Znajomym i Nieznajomym, od których ja i moi podopieczni otrzymali tyle DOBROCI! Jestem Wam niezmiernie wdzięczna!

Dziękuję najserdeczniej za wszelkie wsparcie – za pomoc w przygotowaniu pięknej „kociarni”, za poświęcony czas i zaangażowanie, za każdą puszkę karmy i inne prezenty dla czworonożnych gości naszego domu, za leczenie i opiekę, za dobre słowo w chwilach kryzysu, za serce, empatię, słowem: za KAŻDY NAWET NAJDROBNIEJSZY GEST, bo wymienić ich nie sposób, a są nieocenione!

Piszę także dla mojego nader wyrozumiałego i wspaniałego Męża, który wspiera mnie na każdym kroku i podtrzymuje na duchu, bo czasem jest baaardzo ciężko…

Wreszcie spisuję je dla wszystkich Miłośników Kotów – choć śmiem przypuszczać, że z nimi rozumiem się bez słów! ;)

Komentarze