Kociaki rosną „jak na drożdżach”

Maluszki – Zuzia, Poli, Afcia i Filipek, pod czujnym, zielonym okiem niezwykle opiekuńczej Pysi, uroczej i bardzo dzielnej kociej mamy, rosły bardzo szybko i przemieniały się w puchate, miauczące kuleczki. O takie:

Rodzina Pysi na spacerze

Trochę gorzej było z samą Pysią. Choć dokarmiana regularnie najlepszą karmą i wszelkimi kocimi smakołykami, zaczęła niknąć w oczach. Była chudziutka i coraz chudsza. Pomimo zdecydowanej poprawy warunków, nie mogła odrobić pokarmowych zaległości i wyjść na prostą. Zdecydowaliśmy się wówczas na sztuczne dokarmianie osesków. Lekko nie było, ale cóż.





Całkiem już duża Zuzia-łobuziak

W tym czasie, mieliśmy pod opieką jeszcze jedną, równie liczebną kocią rodzinę. W pomoc zaangażowała się na szczęście Justyna, sąsiadka mojej babci. To ona przygarnęła zaniedbaną przez swojego właściciela, pozostawioną samą sobie kotną Frycię, a późnej zaopiekowała się jej przychówkiem. Bez pomocy Justyny, pewnie by się nie udało.

Koszyk pełen kotów - Frycia z rodziną

Dwanaście kotów do ogarnięcia w jednym czasie to już prawdziwe wyzwanie! Ponieważ tak bardzo nam się „zakociło”, postanowiłam z dużym wyprzedzeniem, zrobić ogłoszenia adopcyjne.

Maluchy Fryci

Oczywiście małe kotki muszą pozostać ze swą mamą minimum 6 tygodni (w raz z mlekiem wysysają odporność, kotka uczy je samodzielności, właściwych kocich obyczajów itp.). Chciałam jednak mieć pewność, że wszystkie maluchy oraz ich mamy trafią do dobrych, odpowiedzialnych domów.

Komentarze

Prześlij komentarz