A co z pozostałą siedemnastką?

Plan udało się ułożyć całkiem sprawnie, a dzięki wsparciu i zaangażowaniu kilku fantastycznych osób, niemal niezwłocznie przejść do jego realizacji.

Kocia mama wraz z sześcioma oseskami, które jeszcze nie były samodzielne, trafiła pod opiekę cudowniej pani weterynarz. Lekarz weterynarii o wielkim sercu i chęci niesienia pomocy zwierzętom, nawet bezinteresownie – zapewniam Was – to wcale nie oczywista sprawa. Jednak zdarzają się ludzie, dla których los zwierzęcia jest najważniejszy. I ta osoba z całą pewnością do nich należy.

Dzięki wsparciu finansowemu naszych przyjaciół i znajomych bez problemu zebraliśmy również pieniądze na operację i zabieg sterylizacji najstarszej kotki. Trzeba było usunąć „listwę mleczną”, ponieważ pojawiły się na niej guzy.

Pieniędzy wystarczyło jeszcze na sterylizację mamy Kokosa i Maczka (czyli Watsona i Franka).

Dla już wysterylizowanych dzikich kotów, zupełnie nienadających się do życia w zamknięciu, miałyśmy zbudować ciepłą, przestronną budkę, by zimą miały się gdzie chować.

A ponieważ z adopcją Kokosa i Maczka poszło niezwykle sprawnie, byłam gotowa na przygarniecie kolejnych kociaków.

Wszystko szło bardzo dobrze. Niestety tylko do czasu…


Maczek-Franek na kanapie przed podróżą do nowego domu

Komentarze