Ekipa Stefcia złapała przesiębienie (z października 2016 r.)
Wspominałam Wam, że Stefcia i jego siostry znaleźliśmy późną jesienią. Było już zimno, mokro, a to pogoda niedobra dla kotów, szczególnie małych i niedożywionych. Dodatkowo akcję łapania opóźnił mój wyjazd. Wprawdzie tylko o trzy dni, ale, jak na złość, te były wyjątkowo chłodne…
No i stało się. Kociaki pomimo konsultacji weterynaryjnej, podania profilaktycznie leków, po kilku dniach pobytu w Gościńcu rozchorowały się. Najbardziej Beza. Gdy zobaczyłam ją o poranku z trudem łapiącą oddech, wystraszyłam się mocno.
Chora Beza |
W niedzielę rano kociaki w transporterek i biegiem do zaprzyjaźnionego gabinetu weterynaryjnego. A tam otrzymaliśmy całą górę leków, kropli i… zastrzyki do podawania codziennie. Nie było wyjścia musiałam przejść szybki kurs wbijania zastrzyków przeprowadzony pod czujnym okiem najpierw weterynarza, a później mojej mamy, pielęgniarki.
Leczenie trwało dość długo – jak nie płaczące oczka to zatkany nosek, gorączka i tak w kółko. Trzeba było zmienić antybiotyk, bo na pierwszy kociaki przestały reagować po kilku dniach.
Najszybciej z całej czwórki wyzdrowiała Minka i najszybciej była gotowa, by iść do nowego domu.
Najgorzej chorobę znosiła Beza. Kicia miała tak zapchany nosek i obolałe gardełko, że nie potrafiła sama jeść. Kilka razy dziennie karmiliśmy ją strzykawką. Kiedy mąż, który przejmował opiekę nad kociakami podczas mojej nieobecności, wysłał mi zdjęcia Beziuni, która samodzielnie zajada karmę z łyżeczki, byłam przeszczęśliwa!
Bezunia zdrowieje i zaczyna samodzielnie jeść |
Ogromnie ucieszyła się również jej przyszła właścicielka, która mocno trzymała za malucha kciuki i cierpliwie czekała na moment, kiedy będzie mogła zabrać kicię do domu. Bardzo za to dziękujemy!
Całej ekipie Stefcia udało się znaleźć bardzo dobre domy. Choć wiem, że niestety kociaki odchorowały zmianę miejsca zamieszkania – tylko najsilniejsza Minka zdołała się ustrzec. Pozostałe jeszcze dość długo korzystały z opieki weterynarzy i napędziły swoim nowym opiekunom strachu.
Czy to kwestia silnego przeziębienia, spadku odporności, stresu związanego z łapaniem, zmianą miejsca zamieszkania i kolejną przeprowadzką – trudno ocenić. Na szczęście aktualnie wszystkie mają się dobrze. Dzięki trosce ich opiekunów wiodą sobie słodkie życie. Jesteśmy Wam za to niezmiernie wdzięczni (nie wspomnę o kociakach, bo te z pewnością codziennie tę wdzięczność okazują swoimi sposobami)!
Pyza mrucząca na kolanach |
Stefcio wtulony w kogucika |
Komentarze
Prześlij komentarz