„Koci sezon” w pełni (z lipca 2017 r.)

Lipiec – środek lata i „kociego sezonu” (na bieżąco pisać nie nadążam, wybaczcie proszę, ręce mamy wtedy pełne pracy, a każda chwila na wagę życia...). Informacje o kotach w potrzebie docierają zewsząd. Schroniska i domy tymczasowe pękają w szwach. Miłośnicy zwierząt dwoją się i troją, by ratować sytuacje, by pomóc tym, których wcześniej ktoś, bez żadnych konsekwencji zaniedbał, porzucił, skazując na straszny los. Zastanawiam się, jak długo jeszcze trzeba będzie przekonywać, że sterylizacja jest potrzebna?! Ile istnień musi jeszcze zginąć w strachu, głodzie, cierpieniu, by do ludzi dotarło, że to jedyna skuteczna i humanitarna metoda zapobiegania bezdomności zwierząt?! Żyjemy w XXI wieku i mnie się nie mieści w głowie, że ktoś może tego nie rozumieć…

Włączam komputer, natrafiam na ogłoszenie, w którym zapał w niesieniu pomocy miesza się z bezradnością. Historia jakich wiele – wyrzucona ciężarna kotka znalazła schronienie w jednej z osiedlowych piwnic. Gdy wyprowadziła kociaki, były już zupełnie samodzielne. Minęły kolejne dni zanim ktoś wrażliwy na los zwierząt zauważył i zgłosił sprawę. W pomoc zaangażowała się pani Monika i jej znajome – pani Kasia i pani Danusia. Zrządzenie losu, że akurat wydałam w dobre ręce ostatnich naszych podopiecznych, długo się nie zastanawiając dzwonię i zgłaszam gotowość przyjęcia kociej rodziny.

Kociaki, którym próbowaliśmy pomóc

Akcję łapania trzeba jednak poprzedzić kilkudniowymi staraniami o zdobycie zaufania zwierzaków. To kluczowe dla jej powodzenia. Przez ponad tydzień dziewczyny dzielnie, kilka razy w ciągu dnia, odwiedzały kociaki, przyzwyczajały je do obecności człowieka, karmiły, bawiły się z nimi.

Kocia mama, która wcześniej z pewnością mieszkała z ludźmi robiła większe postępy. Kociaki, choć chętnie bawiły się przyniesionymi przez opiekunki zabawkami, trzymały dystans.

Wreszcie nadszedł dzień łapania (w wielu różnych względów tak kocich, jak i ludzkich, nie mogliśmy już dłużej czekać). Dzięki ogromnemu zaangażowaniu kilku osób udało się złapać dwa kociaki. Pozostała dwójka i ich mama niestety nie miały tyle szczęścia. 

Mama kociaków

Za „jednym razem” nie było szans złapać wszystkich. Kociaki, pod bacznym okiem swojej mamy, opanowały sztukę przetrwania do perfekcji. Gdy tylko kotka dała im sygnały ostrzegawcze, ukryły się w najgłębszych, niedostępnych nam zakamarkach. Z obawy, że wyniosą się z dotychczasowego miejsca, postanowiliśmy uspokoić sytuację i wrócić do łapania za kilka dni. Wtedy nie wiedziałyśmy, że pojawią się dodatkowe trudności… 

Akcja odławiania, niezwykle szybko aktywowała do działania przeciwników kotów osiedlowych, których do tej pory raczej sprawa w ogóle nie interesowała. Efekt był taki, że z dnia na dzień piwniczne okienka zostały na stałe zamknięte i reszta kociej rodziny musiała gdzie indziej szukać schronienia…  Nie zdążyliśmy im pomóc, choć wszystko było na dobrej drodze…

3-miesięczny maluch

Żal  ściska nam serce na myśl, jak bardzo musiały się bać i jaką batalię muszą toczyć każdego dnia, by przetrwać (jeśli w ogóle jeszcze ją toczą…). Bardzo przykre, że niektórzy ludzie nie tylko nie chcą pomóc, ale z premedytacją potrafią zaszkodzić…

Jedyne pocieszenie dawały Bianka i Biszkopt, którym się udało bezpiecznie trafić do Gościńca. Zanim jednak przystosowały się do życia w domu, zanim zostały przygotowane do adopcji, również musiały powalczyć – z własnymi lękami, ale o tym w następnym poście.

I jeszcze jeden

Komentarze

  1. Właśnie się zastanawialiśmy, dlaczego Bianka-Poziomka miała tylko jednego braciszka, Biszkopcika... Przeważnie rodzi się więcej kotów w miocie... Bardzo chętnie przeczytamy o pierwszych chwilach naszej Poziomki w Gościńcu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bianka-Poziomka i Biszkopcik wygrali los na loterii... Reszta nie miała tyle szczęścia. Ich mamę dziewczyny ze Świętochłowic odnalazły, dokarmiają i wkrótce zostanie wysterylizowana. Pozostałe kociaki przepadły bez wieści :( Dalsza historia ocalałej dwójki w najbliższych dniach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz