Przeprowadzka Vanila (z sierpnia 2017 r.)

Vanila znaleźliśmy wczesną wiosną. No, może nie dokładnie my – tylko mama pani Justyny ze Świętochłowic:

– Pani Kasiu, ktoś wyrzucił kotka – błąka się po osiedlu. A tu wszędzie trutka na szczury porozrzucana. Przyjacielski jest. Z ludźmi oswojony. Przyjedzie Pani po niego?



Pojechałam z Kariną. Było zimno, pochmurnie, wszędzie pośniegowe błoto. Kociak duży, cały umorusany, ale faktycznie bardzo towarzyski. Przed wejściem do transporterka trochę się bronił, ale z całą pewnością był kotem udomowionym.

Z osiedla prosto do weterynarza, na „przegląd ogólny”.

– Bardzo piękny kociak – stwierdził lekarz. Ma około 2-lata. Jest wykastrowany, troszkę trzeba go podkarmić, ale zdrowy i bardzo sympatyczny.

Trafił zatem Vanilo do Gościńca. Z opanowaniem zasad domowych nie miał problemu najmniejszego. Trochę do życzenia pozostawiało futerko – szczególnie to „białe”, ale kociakowi nie śpiesznie było doprowadzić je do porządku. Na początku bowiem Vanilo myślał przede wszystkim o tym, aby się najeść, wyspać i wygrzać. I wcale mnie to nie dziwiło – musiał nieźle namarznąć się w te słotne dni.

Vanilo - pierwsze godziny w Gościńcu. Bardzo spragniony przytulania...

Był niezwykle grzeczny i kochany. Uwielbiał, kiedy przychodziłam do niego w odwiedziny z książką. Wówczas wygodnie układał się  wzdłuż moich nóg i tak sobie czytaliśmy razem. Drugim ulubionym zajęciem kociaka było przesiadywanie na parapecie i wyglądanie przez okno. Co za cudowne uczucie, kiedy od bramy wjazdowej witał mnie w oknie taki futrzak.

Przytulony do moich nóg

Vanilo czeka na mnie w oknie

Szczęśliwie i całkiem szybko (3 tygodnie) udało się znaleźć Vanilkowi nowych, wspaniałych właścicieli. Zamieszkał w Katowicach, razem z panią Magdą i panem Pawłem. Miał się u nich, jak pączek w maśle. Wszystko o czym marzył, a było w zasięgu, dostał.

Na ukochanym parapecie

Niestety okazało się jednak, że po pewnym czasie w kociaku zaczęła kiełkować i bujnie się rozwijać tęsknota za życiem podwórkowym. Płakał, próbował uciekać, skakał na siatkę balkonową, uporczywie przesiadywał przy oknie. Nie pomagały żadne sztuczki, próby przekupienia smakołykiem, czy nową zabawką. Doszło do tego, że kociak wył, drapał po drzwiach. Kilkakrotnie w ciągu dnia musiał być wypuszczany na klatkę schodową, by choć trochę pobiegać.

Rozgoszczony :)

Aż wreszcie sytuacja stała się nieznośna i dla kota, i dla właścicieli, i dla sąsiadów.

Nie było wyjścia. Musieliśmy szukać domu z ogródkiem.

I stała się rzecz niesamowita – akurat na dniach moja licealna koleżanka Agnieszka miała wyprowadzać się na wieś, do domu z wielkim ogrodem. I bez wahania zgodziła się przygarnąć miauczka.

Oczywiście był stres, były łzy (jak tu oddać, mimo wszystko, tak kochanego kociaka?!), ale udało się. Vanilo (Bandyta, Zorro, Totoro i Miauczysław Skrzetuski, bo imion miał kilka) zamieszkał w wielkim domu, w mnóstwem zieleni wokół i jest bardzo szczęśliwy!

Ogromnie dziękuję za wspólną, udaną akcję przenosin. Trochę nas to wszystkich kosztowało emocji, ale widok radosnego kociaka, rekompensuje wszystko.

No i nauczka – nie wszystkie koty stawiają na pierwszym miejscu domowe pielesze… Te, które zakosztowały wolności, będą najprawdopodobniej za nią tęsknić… Nie odbierajmy im tego, o czy marzą.

Komentarze

  1. Śliczny kotek :). Mam nadzieję, że teraz będzie się dobrze czuł. Na pewno kot, który w dorosłym wieku zasmakował "wolności" może mieć problemy w przystosowaniu się do życia w małym mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, śliczny:) Ciąg dalszy historii nastąpi już wkrótce ;)

      Usuń

Prześlij komentarz