Kryptonim „Zabrze” (z października 2017 r.)

Koci sezon chylił się ku końcowi, a mimo tego ciągle coś się działo. Co i rusz skądś napływały informacje, że kocięta potrzebują pomocy. Robiliśmy, co tylko było w naszej mocy, szukaliśmy miejsca i opiekunów, gdzie się da.

U mnie było pełno – misie Pandy z początkiem kociego karatu w kociarni. Czarnula, która wróciła z adopcji, w gabinecie Mariusza. Kociaki izolowane od siebie, by jedne drugich nie zaraziły, by zapewnić wszystkim bezpieczeństwo.

A tu dzwoni nasza Kasia, która Gościniec wspiera jak może, z informacją, że na działkach w Zabrzu źle się dzieje – jeden kot dorosły z silnym kocim katarem do leczenia na już, dwie kotki z przychówkiem na tyle małym, że zimy przetrwać nie mają szans. Co robić?

Każdy dostaje zadanie – Kasia obdzwania fundacje z prośbą o pomoc. W leczenie kociaka decyduje się zaangażować jedna pani z fundacji. Wcześniej jednak Kasia wespół z Kariną jadą ocenić sytuację na miejscu. Zostawiają karmicielowi leki dla chorego kocurka i diagnozują sytuację z maluchami.

Pierwsza kotka ma tylko jedno kociątko (resztę, jak się okazuje z wywiadu, najprawdopodobniej zjadły lisy). Kociaczek jest maleńki, ok. 4 tygodni. Druga kicia ma trójkę 8-tygodniowych urwisów.


Kocia mama i 8-tygodniowe maluchy na ogródkach działkowych w Zabrzu

Kasia bierze na siebie kwestie odłowienia kociaków i uzgodnienie z prezeską ogródków sprawy sterylizacji kotek.

Karina decyduje, że weźmie na odchowanie 4-tygodniowego malucha zanim ten skończy, jak reszta rodzeństwa.

Ja dzwonię z nieśmiałym zapytaniem, czy zaprzyjaźniony i wyjątkowy gabinet weterynaryjny znajdzie miejsce pozostałych trzech starszych kociąt. Odpowiedź jest natychmiastowa i pozytywna! Sukces!

Wszystko jest poukładane i dopięte na ostatni guzik. Plan niemal idealny i w tak krótkim czasie. Szok!

A jaka realizacja? Nie tak kolorowa, jak snucie planów, cóż…

–chory kocurek odkąd zauważył, że coś się dzieje wokół niego, wolał raczej zejść nam z drogi… Leki, na szczęście, zdołał podawać mu jego opiekun i karmiciel, starszy pan, którego los domowego niegdyś kociaka, porzuconego przez właściciela na działkach, bardzo wzruszył;

– 3 starsze kocięta, po kilkakrotnych próbach łapania podejmowanych przez Kasię, udało się odłowić z pomocą działkowiczów;

– 4-tygodniowe maleństwo przepadło bez wieści zanim cokolwiek zdążyliśmy zrobić;

– pani prezes zgodziła się włączyć w akcję sterylizacji kotek.

Trzej złapani szczęściarze, metodą „przekazywania” z ręki do ręki, z samochodu do samochodu dojechali w końcu do domu tymczasowego, pod opiekę osoby niezwykle wrażliwej na losy zwierząt i ogromnie oddanej ich sprawom, za co serdecznie dziękujemy.

Plan wypełniony w znacznym stopniu, zaangażowaniem pełnym i na miarę możliwości wszystkich. Wydawało się, że najgorsze już za nami, że kociaki, oprócz zaginionego maleństwa, bezpieczne… Taką mieliśmy nadzieję…


Dokarmiany przez działkowiczów kocurek


Komentarze