Plan idealny – gorzej z realizacją… (część 2)

Kiedy okazuje się, że idealny plan jest całkiem do bani, trzeba na szybko wdrażać kolejne. Nasz plan B zakładał dostarczenie kociej mamy na miejsce, skąd została zabrana, najszybciej, jak to możliwe.

Po pracy niezwłocznie pomknęłam zatem do gabinetu. Kotka już się wybudziła i odzyskała siły. Mogłyśmy więc podjąć drugą akcję poszukiwawczą. Plan B bazował na kocim instynkcie macierzyńskim. Szczerze liczyłyśmy, że uwolniona kotka, czym prędzej popędzi do swoich dzieci, a my wyśledzimy kryjówkę.

Plan B zakończył się jednak absolutną porażką.

Wystraszona i zdezorientowana kocica najpierw w ogóle nie chciała wyjść z transporterka, a gdy już się na to zdecydowała, popędziła jak szalona, zrobiła susa przez płot i zniknęła w pobliskim lasku.

Tyle ją widzieli…

Wielkie poświęcenie Oli, która, w ślad za kocicą, przeskoczyła płot jak zwinna sarenka, nic nie wniosło do sprawy.

Stałyśmy bezradne pośród wraków i części samochodowych. A czas płynął.

– Poszukajmy jeszcze raz same – powiedziała Ola. Choć szanse są raczej marne – dodała.

Zaczęłyśmy się rozglądać, „ciciać”, nawoływać. W nadziei, że ktoś się odezwie – mama albo maluszki – puszczałyśmy z telefonu na przemian miauczenie małych kotków i odgłosy kocicy przywołującej kocięta. Bez efektu…

Żadna z nas nie chciała wypowiedzieć tego na głos, ale wiedziałyśmy, że to koniec.

I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, wtedy, gdy już się niemal poddałyśmy, zdarzył się cud. Ola, przełażąc przez kolejne ogrodzenie, oparła się o wrak jednego z samochodów. Ten zachrzęścił i delikatnie się zakołysał, a z jego środka zaczęło dobiegać cieniutkie miauczenie.

– Macie włączone telefony z odgłosami małych kotów? – zapytałyśmy niemal równocześnie.

– Nie, to miauczy w tym aucie.

Poruszałyśmy samochodem ponownie. Cichutkie kwilenie rozległo się znów!

Są! Są! Są! Żyją! Hurrraaaa!!


Kociaki były ukryte w starym, zdezelowanym dostwaczaku wypchanym po dach zepsutymi lampami i innymi warsztatowymi klamotami. Gdybyście zobaczyli, w jakim tempie wyrzucałyśmy jego zawartość przez wybite szyby, mielibyście niezły ubaw! 
 
Napracowałyśmy się i wybrudziłyśmy hm… dość mocno… 


Sceneria akcji poszukiwawczej

ALE WARTO BYŁO! Na samym dole, ukryte w legowisku wyścielonym starymi wycieraczkami siedziały trzy maleństwa. Trochę zmarznięte i bardzo głodne, ale ŻYWE!!!

Podskakiwałyśmy z radości!

– Iwonka, grzej kocie mleko. Pędzimy! Mamy je!

Iwonka, która jest najlepszą zastępczą kocią mamą, aż zaniemówiła z radości. Pomknęłyśmy, najszybciej, jak się da, by dłużej nie były głodne. 

Krakersik - jeden z ocalonych kociaków. Czyż nie jest przecudny? Te oczka, nosek, minka... A paluszki?


--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po głowie pewnie krąży Wam jeszcze jedno pytanie – co się stało z ich właściwą mamą? Kicia, bardzo przestraszona całą akcją, wróciła dopiero po kilku dniach. Wszystko z nią w porządku. Codziennie może liczyć na pełną miseczkę i styropianową budkę do spania z ciepłym kocykiem. Niestety trzyma się na dystans i nie da się oswoić. Człowiek nie kojarzy jej się raczej z niczym dobrym… I nie ma się co dziwić ;)


---------------------------------------------------------------------------------------------------------


Inne kocie oseski uratowane wspólnymi siłami:






















Komentarze

Prześlij komentarz