Styczeń – czas sprawozdań


Od czego tu zacząć po tak długiej przerwie?

Drugi "pantofelek" czeka na siostrę :)

Ilekroć zasiadam przed komputerem z postanowieniem, że czas najwyższy zacząć odrabiać zaległości i pisać, ich ogrom mnie przytłacza. Nie, dziś nie mam siły ani weny – myślę sobie i ogarnia mnie zupełna niemoc.

Ale przecież styczeń to czas realizacji postanowień, czas walki ze złymi przyzwyczajeniami, słabościami. Czas silniejszej motywacji. No i czas sprawozdań.

Od czego zatem zacząć? Może choćby od krótkiego podsumowania ubiegłego roku? Jak sądzicie?

Spróbujmy, czemu nie?

Pierwsza myśl, która momentalnie pojawia się w mojej głowie – lekko nie było. 

 
Maleńka Zuzia


Ale do konkretów.

Spoglądam do gościńcowego archiwum – a tam liczby. Tylko u nas przetymczasowaliśmy 35 kociaków. Dużo? Mało? W perspektywie całego roku wydaje się, że mało. Biorąc jednak pod uwagę chociażby to, że trzy kocie rodziny – mamy z maluszkami mieszkały u nas łącznie przez 5 miesięcy (w chwili znalezienia bowiem, maleństwa miały zaledwie tydzień), i dzieląc pozostały czas przez resztę podopiecznych, może jednak całkiem sporo?

Były też kociaki bez mamy, które wymagały dokarmiania, a ten kto miał okazję w ten sposób pomagać, wie, jakiego zaangażowania wymaga regularne karmienie kocich dzieci.

W ciągu tego roku trafiło się nam kilka przypadków trudnych. Między innymi malutka kicia, której trzeba było usunąć oczko. Nieźle popalić dały nam też dwie mamy-wścieklice, wymagające wprowadzenia „szczególnych środków ostrożności”. O tych i pozostałych wyjątkowych przypadkach chętnie Wam opowiem ze szczegółami w kolejnych postach. 

 
Mamusia z przychówkiem. Na zdjęciu, jak aniołek. Szkoda, że tylko na zdjęciu...


Spoglądam do archiwum raz jeszcze i notuję – kociaki mieszkały u nas od 8 marca do końca roku (i kilka dni dłużej ;) w zasadzie bez przerwy. Ostatnie maluchy przyjechały 29. grudnia – najlepszy dowód na to, że aktualnie w zasadzie nie mam podziału na „koci sezon” i czas „po sezonie”.

No dobrze, na czym oprócz tymczasowania uciekł nam cały rok?

Na:

- jeżdżeniu po przychodniach weterynaryjnych (z powodu mamy-wścieklicy spędziliśmy w jednej z nich nawet Wigilię… ); 

Haczi w poczekalni gabinetu


- szukaniu, sprawdzaniu i rozwożeniu podopiecznych do nowych domów (niezaprzeczalna korzyść dodatkowa – doskonała znajomość topografii Śląska J! Myślę, że kwalifikuję się na całkiem niezłą panią taksówkarz!);

- koordynowaniu i wystawianiu setek (to nie jest absolutnie zawyżona ilość) ogłoszeń adopcyjnych dla innych fundacji, stowarzyszeń, gabinetów, osób prywatnych pomagających zwierzętom. Tylko z mojego konta wystawiłam ich w ubiegłym roku ponad 400. Liczba tych aktywowanych przez naszą „grupę ogłoszeniową” bez wszelkich wątpliwości przekroczy 2000. Liczba odebranych telefonów, smsów i innych wiadomości jest niepoliczalna… Telefon mam po prostu przyklejony do ręki / ucha (ku „radości” rodziny i znajomych).

Niech nikogo powyższe nie dziwi – tylko do połowy marca ubiegłego roku znaleźliśmy nowe domy dla ponad 150 psów i kotów. Wyników z całego roku nikt nie jest w stanie policzyć… (trzeba pomyśleć o lepszej centralizacji i archiwizacji). 

Nasz uroczy rudzielec od kolejnej mamy wścieklicy


- przez cały rok oprócz zaprzyjaźnionych fundacji i stowarzyszeń ze Śląska wspieraliśmy aktywnie fundację z Opola. Udało nam się przywieźć stamtąd na Śląsk ponad 30 kotów. Wszystkie mieszkają już w stałych, cudownych domkach. Na Opolszczyźnie adopcje idą zdecydowanie gorzej;

- zbudowaliśmy także całkiem sporo drapaków i budek zimowych dla kociaków. Wszystko rozdaliśmy i rozwieźliśmy potrzebującym; 


Nasz zbudowany z materiałów z odzysku drapak


- złapaliśmy i wysterylizowaliśmy kilkanaście kotów-dzikusków;

- wyratowaliśmy z tarapatów także kilka innych zwierząt, między innymi skrzydlatych :); 



Niektórym nawet pozwoliliśmy sobie wejść na głowę


- włączyliśmy się w organizację kiermaszów na rzecz bezdomnych zwierząt;

- w listopadzie udało się otworzyć Kocią Kawiarnię „Koci Gościniec” pod patronatem naszego Leona (dzięki Olu za taką inicjatywę – to świetny pomysł i kapitalna realizacja!). Kawiarnia łączy przyjemnie z pożytecznym. Smakoszom kawy i herbaty oferuje ucztę dla podniebienia w mruczącym towarzystwie. Dla kociaków stanowi wyjątkowy dom tymczasowy i centrum adopcyjne w jednym. Zapraszamy do Radzionkowa!; 

Nosek - przywieziony z opolskiej fundacji. Jeden z pierwszych mieszkańców kawiarni




Gościńcowe ła-kocie


- w grudniu zainicjowany został także Ruch: Ucywilizować Traktowanie Bezdomnych Zwierząt w Polsce – koncentrujący się na aspektach prawnych bezdomności i mający na celu wypromowanie i „przeforsowanie” wprowadzenia nowej, lepszej dla czworonogów Ustawy o ochronie zwierząt. Przygotowanie i opracowanie dokumentów związanych z ruchem (posty, listy, projekty petycji itp.) zajęło i nadal zajmuje całkiem sporo czasu i energii. Wierzę jednak, że działania te nie pójdą na marne i znacząco odmienią los bezdomniaków w naszym kraju;

- przez cały rok czynnie uczestniczyliśmy też w organizacji i pomocy przy zbiórkach charytatywnych i rozwożeniu darów do potrzebujących;

Dużo? Mało? Pozostawiam Wam do rozstrzygnięcia. 

 
Troszkę jeszcze smutny Franuś


Otis zachorował zanim jeszcze zdążył otworzyć oczka. Walczyliśmy i udało się, kiciuś jest w pełni zdrowy!



Ja z czystym sumieniem mogę się przyznać przed sobą i światem, że pomagałam na miarę moich możliwości (czasowych, finansowych, fizycznych), bez dawania sobie taryfy ulgowej. Było ciężko, ale radość z niesienia pomocy, rekompensuje zmęczenie i wszelkie inne „straty”.

Dziękuję najserdeczniej za Waszą pomoc, zaangażowanie, wsparcie i szczerze liczę na nie w tym roku!

Co mogę dodać na zakończenie – deklaruję, że dopóki starczy mi sił, będę działać dalej!

Najlepszego w nowym roku – byle do przodu, Moi Drodzy!




Cekin widzi przyszłość w różowych barwach :)

Komentarze

  1. Podziwiam za entuzjazm i gratuluję wytrwałości! Na pewno zajrzę do kawiarenki jeśli będę gdzieś na Śląsku :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz